Strona:Listy Jana Trzeciego Króla Polskiego.djvu/59

Ta strona została przepisana.

naymnieysza nie stała konfuzya, y człowiek i ieden nie zginął, lubo ze wszystkich stron, y z tyłu Tatarowie naglądać poczęli. Turków zaś wodzą iako psów, y bydeł im moia dragonia y kozacy nie mało zabrali. O Menżyński! Menżyński! To tu tylko cudowna, że tu iuż od dwudziestu sześciu godzin pannie taki wiatr, a właśnie prosto w oczy nam od nieprzyiaciela, że się ludzie na koniach ledwie osiedzieć mogą. Właśnie na nas spuścili les puissances aeriennes, bo Wezyr ma być wielki czarownik. Wczora tedy o południu zszedłem się z woyskiem swoiem, y przechodziliśmy tę tu znowu górę niecnotliwą lasem wielkim, gęstym okrytą, przykrą et inaccesible. Uważyć tedy, co to za łaska Boża, żeśmy tu przeszedłszy takie mieysca bez szkody i impedimentu. Wozy swoie zostawiliśmy o mil z tąd trzy, nad Dunaiem, w mieyscu iednem barzo dobrem y obronnem: tuśmy tylko wzięli dwa lekkie, ostatek na mułach, ale to wszystko nic; większe się nam w tym stało oszukanie, że nam wszyscy powiadali, nawet Generałowie sami, że skoro wyniydziemy na tę tu górę Kalemberg nazwano, że tam iuż będzie dobrze, że tylko winnicami pochyła nam będzie ku Wiedniowi droga. Aż gdy my tu stawamy, naprzód widzimy obóz Turecki wielki bardzo iako na dłoni, miasto Wiedeń, y za mil kilkanaście daley: ale od nas tam nie pole, ale lasy ieszcze, i des précipices et une