Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/005

Ta strona została przepisana.

postanowił prosić przełożonych o tę misję, równającą się powolnemu męczeństwu. Uzyskawszy to pozwolenie, 17 października 1898 roku porzucił na zawsze gorąco umiłowaną ojczyznę, rodzinę i najserdeczniej kochaną chyrowską młodzież, a 30-go grudnia tegoż roku stanął już w Tananariwie na dalekim Madagaskarze, u wrót żywego grobu, w którym miał się zamknąć z miłości.
Dopóki nie nauczył się początków malgaskiego języka, przez półtora miesiąca mieszkał O. Beyzym w Tananariwie, dochodząc tylko z nabożeństwem do schroniska trędowatych w Ambahiwuraku, ale od połowy lutego 1899 r. przeniósł się tam zupełnie. Z tą chwilą zaczęły się lata takiej pracy, poświęcenia, zaparcia, jakie spotyka się tylko w żywotach wielkich sług Bożych. Żeby móc stać się »wszystkiem dla wszystkich«, a niczem dla siebie, uczył się O. Beyzym w najmniejszych, cierpiących swych braciach upatrywać i kochać swego Pana i Zbawiciela.
Pomagał, służył, leczył, pielęgnował dusze i ciała, ale mało mu było na tem, że może osłodzić nieco los trędowatych w źle urządzonem, rządowem schronisku. On marzył o obszernym, wygodnym szpitalu, w którym naprawdę byłoby dobrze jego biednym »czarnym pisklętom«.
Rzecz wydawała się prawie do niemożliwości trudna i rzeczywiście natrafiała ciągle na niezwalczone prawie przeszkody, ale niedarmo powiedziano, że »miłość wszystko wytrwa«. O. Beyzym zaczął póty prosić i błagać, a przedewszystkiem modlić się do swej najsłodszej Matki niebieskiej, że po niewypowiedzianych trudach i ofiarach, sta-