Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/006

Ta strona została skorygowana.

nęło wreszcie, głównie za polskie ofiary, porządne schronisko w Ambahuwari koło Fianaranlsoa, o 400 prawie kilometrów od Tananariwy. Bez przesady rzec można, że w każdy kamień tego domu, w każdą roślinę zdobiącą jego ogród włożył O. Beyzym ogromną sumę znojów i cierpień i zawodów i modlitw, a przedewszystkiem gorącego ukochania.
Niedługo jednak dane mu było cieszyć się dokonanem dziełem. Pomimo wielkiej ostrożności, skończyło się na tem, na co bohaterski misjonarz ofiarował się zgóry: O. Beyzym dostał trądu. Silny jego organizm przez rok przeszło zmagał się z chorobą, ale wreszcie postępująca niemoc zwaliła go na śmiertelne łoże. Po przykładach najwyższej, heroicznej cnoty, wśród ciągłej nieomal modlitwy, pogodnie i ufnie oddał Bogu ducha 2 października po godz. 6 rano w r. 1912.
Śmiertelne jego zwłoki leżą tam, gdzie pracował i padł na posterunku, jako dobry żołnierz Chrystusowy, ale żywa pamięć jego powinna zostać w tym kraju, który go wydał i wychował, a który on nawzajem najczulszą miłością ogarniał. Jeżeli bowiem we Francji, w Anglji, w Niemczech życie i zgon głośnego misjonarza wywołały uczucia najwyższego podziwu, to u nas powinno każde polskie dziecko wiedzieć o tym bohaterze, który mógłby chyba bez trudności stanąć kiedyś na naszych ołtarzach.
Otóż do tego mają służyć niniejsze listy, żeby wielki, podziwu godny O. Beyzym, był u nas tak znany i kochany, jak na to zasługuje. Malują go one takim, jakim był: napozór szorstkim, w rzeczy-