Pomimo najlepszych i najszczerszych chęci nie mogłem wysłać prędzej mego listu, bo rozmaite zaszły przeszkody, jak to Ojciec zaraz zobaczy. Wyjechałem z Marsylji 10 listopada 1898 r. wieczorem, około godziny 7½ pasażerskim okrętem »Oxus«. Ten okręt dość wielki: 125 metrów długi, 10 m. szeroki i 15 m. wysoki, naturalnie licząc bez masztów, tylko od pokładu do spodu. Siła pary tego okrętu równa się sile 2.500 koni; towaru może on wieźć 3.900 ton (1 ton=1000 kilogr.), oprócz ciężaru należącego do samego statku, jak n. p. kotwice i t. p. Jedna kotwica jego waży 3.600 kilo. Płynęliśmy prędko, kołysanie okrętu bardzo mało dało się odczuwać, daleko mniej niż trzęsienie wagonu: można było dobrze czytać, pisać, talerze i szklanki stały na stołach jak w jadalnej sali, zupa nie wylewa się z talerzy. Tak było tylko wtedy, kiedy morze zupełnie było spokojne, t. j. kiedy fala nie wyższa, jak na 1 metr lub 2. Czasami bywała i taka cisza, że fali wcale nie było, zupełnie jak na stawie. Kiedy zaś morze rozbryka się, wtedy ko-