niej niż u was o egzotyczne rośliny. Ananasami i aloesami płoty wysadzają, a takich kwiatów niema, chociażby się doskonale udawały. Mnie koniecznie nasion potrzeba, bo nie mam czem zdobić kościoła, a powtóre moi biedacy cierpią od smrodu własnego gnijącego ciała, chociaż się znajdują na wolnem powietrzu. Chciałbym dla nich założyć ogródek kwiatowy, żeby im osłodzić choć trochę tę ich nędzę.
Teraz muszę Ojcu donieść o jednej rzeczy, którejby Ojciec może nie przypuszczał. Ja, samouk, nie umiejący wcale rysować, bom się nigdy nie uczył, ja, mogący zaledwie być za chłopaka u jakiego rzeźbiarza, i to jeszcze kto wie, czyby mnie przyjął, ja uchodzę tu za rzeźbiarza! Przyczyna tego bardzo prosta: na całym Madagaskarze niema ani jednego rzeźbiarza, zatem ja, mogący wyskrobać jakikolwiek listek, uchodzę tu za ukończonego rzeźbiarza. W Paryżu ma być wystawa, na której Madagaskar ma mieć osobny pawilon. X. Superior mnie prosił, żeby spróbować, czy który z czarnych nie potrafiłby rzeźbić. Spróbowałem, i to jakoś poszło, więc kazałem mu zrobić dwie ramy na wystawę, w których będą oprawione rysunki też robione przez Malgaszów. Rysunek rozumie się dałem jak najłatwiejszy; jak rzeźba wykonana, to wykonana, mniejsza już o to, dość, że to będzie rzeźbione przez Malgasza. Czarny artysta cieszy się, że jego robota będzie paradować w Europie i że może za to co dostanie...
Rozgadałem się, poraby skończyć, a tu właśnie przypomniało mi się malutkie zdarzeńko: Co miesiąc musimy się wszyscy zbierać w Tananariwie
Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/046
Ta strona została przepisana.