Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/052

Ta strona została przepisana.

ale potrzebujących tylu, że chociażby się nie wiem jak wielkie jałmużny rozdało, to przecież na każdego odrobina spadnie. A u mnie nędza coraz gorsza. Nieraz łamałem sobie głowę, co począć, żeby niejednego z moich chorych zabezpieczyć od głodowej śmierci. Swoją porcją dzieliłem się często jak mogłem, ale co to znaczy, to chyba tyle co psu mucha na śniadanie. Aż mi się niedobrze robi, gdy wspomnę, że tyle ludzi traci taką masę pieniędzy na zachcianki i przyjemności nieraz najniegodziwsze, a moi chorzy nie mogą mieć ani schroniska, ani utrzymania, i jeszcze nie dzień, ani dwa trzeba czekać na to, ale może jeszcze jakie parę lat przyjdzie klepać taką biedę.
Wszystkim Ojcom i Braciom życzę wesołych Świąt i jak najpomyślniejszego nowego roku i stulecia zarazem. Oczekując z niecierpliwością listu od Ojca, a polecając się Jego modlitwom, pozostaję sługą najniższym w Chrystusie.