cą. Cały kłopot tylko w tem, że narazie jakoś na to się nie zanosi. Pisałem już dawno do jednego Amerykanina, prosząc o wsparcie, ale dotychczas odpowiedzi nie mam. Czy mego listu nie dostał, czy może go dostał, ale uznał za stosowne całą tę sprawę zostawić czasowi, t. j. pokryć ją milczeniem, tego już nie wiem, dość na tem, że dotychczas z Ameryki ani hu hu. U mnie nędza ta sama co przedtem, tylko nie taka sama, ale większa. Dlatego udaję się do Ojca drogiego z następującą prośbą: proszę z łaski swej umieścić jaki artykuł w »Misjach«, prosząc wszystkich, kto tylko może i łaskaw, żeby byli tacy dobrzy i przyspieszyli nieco z jałmużną na moje schronisko. Wiem, że i Ojcu i wszystkim, czytającym »Misje«, dzikiemby się to wydawało, bo piękna to prośba, piękna żebranina tak żądać od kogoś, jak niby z własnej kieszeni: dawaj i to prędko. Warjat chybaby mógł się tak odezwać a nie żebrak, mający przytomność umysłu, boć przecie jałmużna, to łaska, o którą prosić trzeba i to pokornie, a nie rozkazywać, żeby ją dawali i to w dodatku prędko. Jeżeli jednak Ojciec zwróci uwagę na powód, dla którego proszę o przyspieszenie jałmużny, to zdaje się mi, że ta prośba wcale tak dziko wyglądać nie będzie. Otóż proszę o pośpiech, jedynie dlatego, że nagroda z pewnością nie minie nikogo, kto się przyczyni choćby najmniejszym datkiem lub innym sposobem do polepszenia losu nieszczęśliwych trędowatych, i to niebyle jaka, ale stokrotna nagroda, bo cała ta rzecz w ręku Matki Boskiej, która nie pozwoli przewyższyć się w hojności; każdy zaś co daje, daje samemu Boskiemu Jej synowi, który po-
Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/055
Ta strona została przepisana.