Niedawno temu, jeden z moich chorych, czując się bardzo źle, prosił o Chrzest św. Udzieliłem mu go natychmiast, a nazajutrz rano już nie żył. Przyszli do mnie krewni zmarłego i mówią, że chcą go wziąć, żeby pochować u siebie. Bierzcie kiedy chcecie, odpowiedziałem, ale ja nie chcę odpowiadać za nic. Oni mnie proszą o pozwolenie na piśmie, żeby się mieli czem przed rządem wykazać, gdyby ich haczono, że trędowatego zanieśli między zdrowych — to im odmówiłem, bo nie mam prawa dawać takiego pozwolenia. Oni, bojąc się odpowiedzialności, zostawili nieboszczyka, który w ten sposób pochowany został po katolicku. Malgasze cmentarzy nie mają po wsiach, ale chowają swoich zmarłych albo gdzie w polu, albo we własnem podwórzu, jeśli mają grób familijny. Ze Chrztem trzeba być tutaj bardzo ostrożnym i niebardzo łatwo go udzielać.
Najpierw trzeba, proszącego o Chrzest, dobrze przygotować, zapewnić się, o ile to możliwe, że on prawdziwie chce być katolikiem (mówię o dorosłych) i dopiero ochrzcić, bo łatwo i często się zdarza, że który z Malgaszów da się ochrzcić a potem nie praktykuje Wiary, ale skacze jak mu wygodnie i lepiej na rękę z wiary do wiary, przejdzie na protestantyzm, po jakimś czasie wraca do pogaństwa i t. d. Protestanci dają każdemu, co się u nich ochrzci (czy go do chrztu przygotowują, czy nie, tego nie wiem) lamba, t. j. kawał płótna jak prześcieradło, który krajowcy zawsze noszą na sobie, tak jak Europejczycy szale. Otóż razu pewnego znalazł się artysta, co się chwalił, że w przeciągu 16 dni dostał bezpłatnie 12 takich lamba. Py-
Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/060
Ta strona została przepisana.