Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/061

Ta strona została przepisana.

tają go, jakim sposobem to zrobił, on mówi, że bardzo prostym, a mianowicie: szedłem z Tananariwy do Tamatawy, podróż ta trwa 8 dni, idąc tam, zaszedłem do sześciu rozmaitych zborów protestanckich i dałem się w każdym ochrzcić, ot już jest 6 lamba. Żeby mnie nie poznano, nie szedłem po 2 razy do jednego zboru, ale wracając do Tananariwy, zaszedłem po drodze do 6 innych zborów i w każdym dałem się znowu ochrzcić, ot i jest znów 6 lamba, i tym sposobem w ciągu 16 dni dostałem 12 lamba, nie zapłaciwszy nic. Opowiadano mi to jako fakt prawdziwy, czy zaś to fakt prawdziwy, czy anegdotka tylko, skąd ja mogę wiedzieć, relata refero. W każdym razie, choćby to była tylko anegdotka, jest to rzecz bardzo prawdopodobna, bo Malgasze nadzwyczaj są chciwi na wszystko. Niech tylko który z nich zobaczy cokolwiek u kogo, to zdaje się, że nie byłby Malgaszem, gdyby o to nie poprosił. Czy mu ta rzecz potrzebna, czy nie, on na to nie zważa wcale, tylko prosi. Chcieliby wszystko mieć, jak u nas Rusini mówią »chytro mudro, a ne wełykim kosztom«, t. j. mieć jak najwięcej, a przytem pracować jak najmniej.
Kiedyś rozmawiając z chorymi, pokazałem im »Misje« ze sierpnia r. 1899, gdzie ich 3-ch jest na fotografji, zaczęli się dopytywać, kto to pisze te wielkie papiery i w jakim języku, że ani przeczytać, ani zrozumieć nie można. Powiedziałem im, że to pisane po polsku i że to jeden ksiądz pisze i rozsyła te wielkie papiery, żeby dla nich uzbierać trochę jałmużny. Oni znowu pytają mnie, gdzie ten ksiądz mieszka, czy w tym dalekim kraju za morzem, skąd ja do nich przyjechałem, odpowie-