Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/133

Ta strona została przepisana.

ny wełny wcale nie mają, tylko szerść, jak psy, koty i t. p.), jeszcze nie tak twarda, ale Malgasze jedli przedtem woły ze skórą, obecnie rząd zabrania im to, bo wołowe skóry stanowią znaczny artykuł wywozu, ale jak się uda to ukradkiem i teraz jeszcze zjadają wołu ze skórą« Nic nie odpowiedziałem mu na to, ale i nie wierzyłem — ot kpi sobie stary ze mnie nowicjusza — pomyślałem sobie.
Temi dniami zaczął O. Burdon odbywać wizytę prowincjalską, jak zwykle co roku. Będąc u mnie, dał chorym małą jałmużnę, może po 2 czy po 3 su przypadło na każdego. Chorzy złożyli się i wysłali kilku z pomiędzy siebie, mogących jeszcze dobrze chodzić, żeby kupili mięsa. Zadziwiło mnie, gdym zobaczył, że niosą czarne mięso, popatrzyłem zbliska, a to wół poćwiartowany ze skórą razem i ze szerścią. Moi chorzy podzielili się tem mięsem, a potem oskrobawszy szerść, gotowali ze skórą, własnym oczom wierzyć nie chciałem. Wracam do siebie i pytam mego kuchmistrza: czy Malgasze jedzą wołu ze skórą? on zdziwił się bardzo tem pytaniem i mówi: »któżby skórę odrzucał, wszak to doskonała rzecz, zwłaszcza jeżeli wół tłusty«. Ale jakże to pogryźć i strawić? — pytam. On też pytaniem odpowiada: »a mięso jak, czy to nie wszystko jedno, mięso i skóra?« Na to już odpowiedzi nie miałem.
Nie pamiętam, czym Ojcu już napisał, czy nie, że moi chorzy bardzo Ojcu dziękują za łaskawe zajęcie się ich losem. Pokazałem im Misje z maja i czerwca, gdzie są ich portrety, bardzo byli kon-