rych, to swoją drogą, zachęcam ich do cierpliwości i modlitwy, ale mimo to, nie potrafi sobie Ojciec wyobrazić, jak mi pilno, żeby już mieć schronisko z zapewnionem utrzymaniem.[1] Zbliża się święto Niepokalanego Poczęcia, potem Boże Narodzenie, a ja nie mam co i myśleć nawet, żeby móc ołtarz ozdobić tak jakbym chciał, a kto wie, może od tego dobrego deszcze nie dadzą Mszy św. odprawiać w kościele, wcale o to nietrudno.
Przekonałem się sam o tem, com Ojcu poprzednio pisał, że Malgasze strasznie po bydlęcemu zapatrują się na roślinność, to tyko co się da zjeść, ma wartość w ich oczach, a choćby nie wiem jak cudna była roślina, nie mogąca być zjedzoną, u nich uchodzi za niepotrzebny chwast. Oto przykład: zakwitła u mnie biała lilja i parę krzaków róż. Śliczne kwiaty i pachną bardzo, zwłaszcza przyjemnym wydaje się mi ten zapach, kiedy wrócę od chorych, których rany, jak Ojcu wiadomo, wcale nie pachną. Pewnego razu zaszedł do mnie jakiś Malgasz i patrzy na kwitnące krzaki. Prawda, że to ładne? pytam go. Ani słowa nie odpowiedział, spojrzał tylko na mnie ze zdziwieniem. Po chwili spostrzegł o kilka kroków dalej wyrastającą cebulę, którą ja wcale nie sadziłem i nie wiem skąd się tam wzięła, z rozpromienioną twarzą krzyknął: »Ojcze, cebula!« ale tak radośnie krzyknął, jakby ta cebula była kimś bardzo mu drogim, z którym od wieków już się nie widział. Zaraz się mi przypomniała ta historyjka,
- ↑ A tu jak na toż, wszystko robi się coraz droższe prawie z dnia na dzień; skąd tak drożyzna, nie wiem, ale wszystko obecnie prawie trzy razy tyle kosztuje, niż trochę przedtem, choćby nie tak dawno temu.