Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/178

Ta strona została przepisana.

i tak dogorywa. — Pogrzeb trędowatego. Malgasze nie chowają w trumnach, tylko zawijają trupa w lamba i tak go chowają. Paradniejszych pogrzebów, jak ten na fotografji, nie mamy; krzyża, chorągwi i t. p. niech Ojciec darmo nie stara się dopatrzeć, bo nic a nic zgoła u nas niema. Mój krzyżyk zakonny służy i mnie i moim chorym wszędzie do wszystkiego; konający go całują, tym krucyfiksem żegnam mogiły, sam go często całuję — słowem, jest to jakby nasza wspólna własność.
Podział ryżu. Co poniedziałek, jak Ojciec drogi wie z poprzednich listów, przysyłają z misji ryż dla chorych; każdy dostaje takie cztery kubki na tydzień, jak ten co jest w ręku rozdającego ryż. Oprócz tego ryżu, nic zgoła. Jak który skąd co wytrzaśnie do przegryzienia, to jako tako posili się; jeśli nie uda się dostać, to post. Takie cztery kubki równają się niecałym dwom litrom.
Trędowaty i troje dzieci trędowatych tańczą. Kiedyś, o ile sobie przypominam, pisałem Ojcu, że moi chorzy czasem zatańczą, kto może. Teraz posyłam fotografję, żeby Ojciec miał wyobrażenie, bodaj słabe, o tem. Malgasze w tańcu daleko więcej wymachują rękami, niż nogami, tak, że możnaby nawet powiedzieć, że tańczą przeważnie rękami. Ten chory, co z rozłożonemi rękoma, zaczął tańczyć, a dzieciaki, widząc to, dalejże także w tany. Najmniejsza tańcząca dziewczynka w długiej koszulce, to maleństwo, które dopiero ledwo chodzić dobrze zaczyna. Takich olbrzymów jest tu coś trzech czy czterech obecnie; kiedy nastałem w schronisku, to się mnie dziatwa ogromnie bała, a teraz nadzwyczajna między nami przyjaźń, jak