Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/195

Ta strona została przepisana.

też mamy nieco kłopotu, bo jak Ojciec wie, dachy nasze strasznie liche. Niedawno temu podczas Mszy św. miałem wcale niemiłą niespodziankę. Zwykle deszcz pada tutaj w nocy, t. j. zaczyna z południa i trwa mniej więcej do świtu. Rozmaicie bywa, czasem dopiero aż o zmroku, ale nad ranem zwykle ustaje. Pewnego dnia deszcz padał coś aż do godz. 6 rano, kiedy przestał padać, wyszedłem ze Mszą św. Dach na kościele nicy to w przeszłym roku trochę poprawili i podparli przednią ścianę, grożącą upadkiem; ale dachówka — sławny wyrób miejscowy, jak wogóle wszystko co tylko przez Malgaszów zrobione, póty chroni od deszczu, póki go niema, a zacznie padać, ty tylko tyle różnicy, że wewnątrz domów nie z taką siła pada, jak na zewnątrz, bo go dachówka nieco powstrzymuje, ale przez to, choć powoli, jednak pada, wprawdzie wyszedłem ze Mszą św. jak deszcz ustał, ale dachówka przesiąkła wodą i podczas Ofertorjum zaczęło kapać na sam korporał. Nie byłem wcale na to przygotowany, więc narazie nie wiedziałem, jak złemu zaradzić. Odsunąłem tylko korporał nieco dalej i palkę położyłem tak, że pół palki było na kielichu, a pół wystawało poza kielich, tworząc tym sposobem niby daszek dla zabezpieczenie Hostji od spadającej wody. Szczęśliwie za łaską Bożą skończyłem Mszę św. i ani jedna kropla nie padła na Hostję, anie do kielicha. Po konserwacji jednak w niemałym byłem strachu, żeby co się nie stało gorszego, wcale bowiem nietrudno było o to, żeby jaki kawałek samej dachówki spadł na ołtarz. Kiedym spoglądał na wystającą poza kielich pal-