Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/197

Ta strona została przepisana.

, to mi przychodziło na myśl, że Pan Jezus jakby drugi rz znajduje się w Betleemskiej stajence. Bardzo mi było przykro podczas tej Mszy św. i goręcej niż kiedy indziej prosiłem Pana Jezusa, żeby się zlitował nad tą naszą nędzą. Wcale się nie użalałem, tak Pan Bóg chce, tak dopuszcza, dziej się Jego najświętsza wola; ale swoją drogą tak mi już pilno, żeby prędzej mieć nowe schronisko z kościołem jak najuboższem, ale całym i schludnym, w którym mógłby być ciągle Przenajświętszy Sakrament, że wyrazić Ojcu tego nie potrafię. Przebywam dobrą szkołę cierpliwości, to niema co wątpić, ale nadziei wcale nie tracę, bo sprawa w ręku samej Matki Najśw., która widzi jak się rzeczy mają i co się we mnie dzieje. Nieraz przychodzi mi na myśl, że jeszcze trzeba będzie może czekać lata i lata nim co do czego przyjdzie, bo trzeba na samo budowanie 150.000 fr., a ja tak mało mam dopiero i, powiem drogiemu Ojcu otwarcie, na tę myśl stchórzyłem t. j. jak niby podupadłem na duchu. Trwało to jednak niedługo, jakby tylko taka ciężka chmura przeszła przez myśl, bo zaraz pomyślałem, że przecież to wszystko w ręku Najśw. Matki, która jest wszechwładną Panią, zatem może kazać długo czekać, ale też może i odrazu zesłać dużo jałmużny, albo natchnąć jakiego bogatego fundatora, który odrazu wystawi wszystko i sprawa skończona. Samego siebie wstyd mi się zrobiło, żem taki stary, a taki głupi i małoduszny, i znowu dobry humor powrócił.
Pyta mnie Ojciec w swoim liście, jak rozmawiam z trędowatymi? Otóż tak niewłaściwie rozmawiam po malgaszku, a właściwie z kiepska po