Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/227

Ta strona została przepisana.

sobą w izbie, bo jak zostawi na dworze, to mu zaraz ukradną.
Wie Ojciec, że niedawno temu dowiedziałem się, dlaczego Malgasze stoją dotychczas jeszcze na tak niskim stopniu cywilizacji; winni temu nie oni sami, ale ich własny rząd malgaszki, pod którym byli przedtem. Tak się rzecz miała: bali się wszyscy uczyć czegokolwiek, jakiego np. rzemiosła, bo jak tylko który czego się nauczył, zaraz go brano, żeby pracował dla króla, czy królowej, dla całego królewskiego dworu, potem dla wszystkich urzędników za porządkiem, dla rodziny królewskiej i t. d., i to bezpłatnie zupełnie i na własnem nawet utrzymaniu w czasie tej pracy, trwającej całe lata i lata. Zasadził i wyhodował ktoś jaką jarzynę, owoc i t. p., zaraz, jak tylko się o tem dowiedziano, przysyłali do niego, żeby dał dla królowej, dla jego rodziny, dworu i t. d., naturalnie bezpłatnie. Nie chciał kto iść pracować darmo, albo dawać darmo to co miał, to go zakuwano w łańcuchy i wpakowywano do więzienia, gdzie najczęściej ginął marnie z nędzy i wycieńczenia. Rzecz jasna, że w takim składzie rzeczy, głupi byłby ten, ktoby się chciał oddać jakiemu rzemiosłu lub innemu zajęciu pożytecznemu. Oto przyczyna, dla której Malgasze niczego się nigdy nie starali nauczyć. Dopiero z zawojowaniem wyspy przez Francuzów, zaczęli się brać powoli do różnych rzemiosł, bo widzą, że im za to płacą. Dotychczas jeszcze biorą się do wszystkiego bardzo powoli i niechętnie, bo nie dowierzają. Złodziejstwo okropnie między nimi zakorzenione też z winy ich dawniejszego rządu. Brali przedtem rekruta, który musiał służyć aż do