Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/259

Ta strona została przepisana.

raz zacznie się budowa. Jak pójdzie to pójdzie, choćby, co nie daj Boże, jak najpowolniej nawet, jednak pójść musi. Ot np. przed wyjazdem niedawno słyszałem już nieraz: »Nie spiesz się Ojcze, bo zabraknie ci pieniędzy i robota stanie jeszcze daleko od potrzebnej sumy« i t. p. Odpowiedziałem, że to już rzecz Matki Najśw. żeby grosza nie zabrakło, a tymczasem ze to, co się już uzbierało, w Imię Boże zacznę.
Miałem zamiar napisać do Ojca dopiero z miejsca, ale mi pilno, żeby Ojciec miał mój adres, dlatego na wyjezdnem posyłam tych kilka słów. W Europie też będą musieli myśleć o schroniskach osobnych dla trędowatych. Sam tego nie czytałem, ale mówiono mi, że we Francji przy poborze rekruta, komisja znalazła około 600 chłopców trędowatych; miało to być ogłoszone w gazecie »l'Univers« — czy to prawda, nie wiem, realta refero. Nie dziwi mnie to jednak wcale, bo tu zepsucie obyczajów okropne wogóle, a zwłaszcza między wojskowymi, nic zatem łatwiejszego, jak przeniesienie tej strasznej plagi przez zarażonych nią, powracających co dwa lata do kraju, wojskowych. Jeżeli to prawda, to sami sobie winni; jak sobie kto pościele tak się wyśpi.
Ja sam nie chcę chwalić, ale niech mnie Ojciec pochwali za akuratność. Przed opuszczeniem Tananariwy kazałem wydrukować i opracować książkę rachunkową, w której zaraz od początku budowania schroniska będę zapisywał przychód i rozchód tak, że w każdej chwili będę mógł wykazać się co do grosza. Wszyscy zaś łaskawi ofiarodawcy będą mogli każdej chwili wiedzieć na co