Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/356

Ta strona została przepisana.

Wkrótce, jeśli mi się uda, nadeszlę Ojcu znowu fotografję budowy, żeby Ojciec widział, jak znaczny jest postęp, a zarazem gdzieśmy się musieli zatrzymać z robotą z początkiem deszczowej pory. Dziwny sposób mają Malgasze wypoczywania, nie przestając nosić ciężarów; mianowicie: co kawałek drogi zostawiają to, co niosą, a potem znowu wracają poto, żeby nieść dalej, np. niesie tragarz kawał budulca A, uniósłszy kawałek drogi, zostawia to A i wraca na miejsce skąd przenosi ciężary, wziąść B, potem zostawia B, a wraca po C i t. d. Za wypoczynek oni uważają te chwile, w których wracają po następny, albo zostawiony ciężar, nic nie niosąc. Czy to wypoczynek, tego nie wiem, ale oni mówią, że takim sposobem lżej im przenosić ciężary. Naturalnie że tak robią, kiedy zgodzeni od sztuki i chodzi każdemu o to, żeby jak najwięcej i w jak najkrótszym czasie przenieść. Jeżeli zaś zgodzeni nie od roboty, ale na dzień i nie są pilnowani, to nie robią ani ⅓ tego, co mogliby łatwo zrobić, bo posiadają albo się pokładną i gwarzą.
Niedawno przybył w niebie jeden aniołek więcej i to od nas, a to tak: Przyszło na świat dziecko — chrzciłem je we wigilję Matki Boskiej Różańcowej w południe, a w nocy odleciał dzieciak z tego świata śpiewać Różaniec w niebie. W samo święto Matki B. Różańcowej po Mszy św. pochowałem to maleństwo, którem tylko tydzień cieszyli się rodzice. Często przychodził mi na myśl ten szczęśliwy malec i cieszyłem się jego szczęściem. Przeżywszy tydzień tylko na tym świecie, nic zgoła nie wiedząc o niczem, pozbył się grzechu pierworodnego i prosto potem do nieba. Jak doskonały akt