Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/362

Ta strona została przepisana.

łoby to tylko miejsce niepotrzebne w oprawionym zbiorze rycin. Introligatorów tu niema, gdybym więc dostał sporo takich rycin, nie wiedziałbym, jak i co z tem począć. Wielkiem byłoby zatem dobrodziejstwem dla mego schroniska, gdyby każdy, co będzie mógł i zechce zajść się zebraniem pewnej ilości rycin, był łaskaw dać je przedtem oprawić (jak najprościej rozumie się), a potem dopiero dać je Ojcu dla przesłania mnie.
To oglądanie rycin wydaje mi się bardzo skutecznym środkiem do zabezpieczenia od grzechu tych, co przez jakiś dłuższy przeciąg czasu muszą być w bezczynności, a zwłaszcza tych, co jeszcze nie są zbyt mocno chorzy, albo prawie zdrowi zupełnie, jak np. ci, co dopiero mają tylko plamy trądu i nic więcej. Dlatego choć pokornie, ale śmiało proszę wszystkich o tę łaskę, kto tylko może i chce mi ją wyświadczyć, wiem bowiem przytem na pewno, że im to Matka Najśw. stokrotnie po swojemu wynagrodzi. Kilkanaście, albo kilkadziesiąt rycin rozmaitych, oprawionych w jedną książkę, napozór zdaje się to być niezbyt wielką rzeczą, a tymczasem ilu to grzechom się przeszkodzi, i ile chwały Bożej przysporzy! Niejedna dusza będzie za to wdzięczna wiecznie łaskawym dobroczyńcom. O grach, któreby mogły tu być użyte, też przemyśliwałem również jak o zabawkach dla dzieci, któremi, bez ubliżania im, mogę powiedzieć, starzy bawiliby się również chętnie jak dzieci, od których prawie niczem innem się nie różnią jak wzrostem i latami. Czy uwierzy Ojciec, że tu zepsucie do takiego stopnia posunięte, że nie odważyłbym się dać