Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/387

Ta strona została przepisana.

den w chacie, bo ten robotnik, co mi jedzenie gotuje, na noc odchodzi do siebie, a rano przychodzi. Kiedy on odejdzie zamknę się ze środka. Chorych nie słychać, bo mieszkają o 3, czy 4 minuty drogi ode mnie, wpobliżu żadnej chaty niema, więc cisza najzupełniejsza. Ten czas jest dla mnie najmilszy w całej dobie, bo jakoś tak, jakby wyraźnie czuć, że się jest sam na sam z P. Bogiem i Matką Najśw. W tym czasie najlepiej mogę moje niegodne prośby, dziękczynienia, skargi i żale składać u Stóp Najśw. Mateczki. Jak Bóg pozwoli doczekać się nowego Kościoła w nowem schronisku, to ten czas będę miał stokroć lepszy, bo przed Najśw. Sakramentem. Dom dla Zakonnic i mój tak będą zbudowane, że z jednego pokoju na górze okno będzie wychodziło na kościół. Będę miał w tym pokoju skład rzeczy kościelnych, t. j. kielichy, ornaty i t. d., bo na dole wilgoć, a zarazem będzie to kapliczką domową (mieszkać w tym pokoju nie wolno). Siostry będą miały tę wygodę, że jak która zachoruje, będzie mogła słuchać Mszy św., nie wychodząc z domu. Prawda WW. MM., że wtedy będę, jak to mówią, całą gębą pan? Jedna rzecz tylko, co mnie bardzo przykra i obecnie i w nowem toż samo będzie schronisku: to, żem taki niewierny sługa takiego dobrego Pana. Cobym ja dał za to, żebym mógł tak P. Jezusa i Matkę Najśw. kochać, tak Im służyć, jak tego gorąco pragnę. Ej! straszne ze mnie, sam nie wiem, jak się wyrazić, bo »bydlę« to za mało. A kiedy czytam »Twierdzę duchową« (tłom. Ks. Biskupa Kossowskiego) to tak, jakby mnie ciągle S. M. T. mówiła: