Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/391

Ta strona została przepisana.

z tem, że droga przede mną porządnie chropowata, co krok, to jakaś trudność większa lub mniejsza mnie spotyka. Narazie każda taka niespodzianka wprawia mnie w kwaskowaty nieco humor (mówiąc wyraźniej — złości się Tatar), bom nieumartwiony tak, jakbym powinien być; w gruncie jednak rzeczy, cieszy mnie to wszystko, bo przez to wyraźniej okazuje się opieka Najśw. Mateczki, która zawsze radzi o swojej czeladzi. W piątek, dnia 10 czerwca, w samo święto Najśw. Serca Jezusowego, dowiedziałem się, że memu schronisku nie grozi narazie niebezpieczeństwo, dlatego proszę, żeby Ojciec był łaskaw, czyto w »Misjach katolickich«, czy w »Intencjach Apost.« ogłosić, że ja w imieniu nieszczęśliwych trędowatych, których mam i mieć będę, pokornie dziękuję Boskiemu Sercu za wybawienie nas od kłopotu — ja zaś odprawiłem dziękczynną Mszę św. na podziękowanie Panu Jezusowi i Jego Najśw. Matce za opiekę nad nami.
Nowych fotografij nie posyłam, bo jeszcze ich nie mam, w Bogu jednak nadzieja, że niezadługo będę mógł Ojcu takowe przesłać. Niech Ojciec z łaski swej żebrze dla mnie gdzie i jak się tylko da zakupywanie łóżek. Wiem, że w kraju bieda była, a teraz jeszcze gorsza wskutek tej wojny w Japonji, ale to nic nie znaczy. Matka Najśw. wskutek wojny nie przestała być łaskawą; nie dozwoli Ona, żeby moje schronisko stało pustką dla braku funduszy na utrzymanie chorych — proszę śmiało żebrać.
Teraz muszę Ojcu jeszcze wspomnieć o jednej trudności, którą nie ja miałem, ale jeden z moich