Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/423

Ta strona została przepisana.

W jednej z południowych prowincyj, sam gubernator, Francuz, chciał zmusić jednego bogatego Malgasza do zapłacenia podatku, którego on czy nie chciał, czy nie mógł (jak utrzymuje jego rodzina) zapłacić, kazał gubernator rozpalić wielki ogień i zaczął przypiekać tego biedaka, od którego chciał wydusić pieniądze. Malgasz nie zgadzał się na zapłacenie, a gubernator tak go przypiekał, że ten nieszczęśliwy życie zakończył. Żołnierze krajowcy, obecni tej egzekucji, prosili żeby im pozwolono pochować spalonego trupa. Na pogrzebie zaprzysięgli, że gubernatora zamordują i zbuntują się — co też i dotrzymali. Gubernatora zabili, swego porucznika, Francuza, bardzo dla nich okrutnego, też zamordowali, jak mi mówiono w okrutny sposób, kilku Francuzów cywilnych zabito także za ich okrucieństwo i powstanie się szerzy coraz więcej. Mówią Francuzi, że burzą się Malgasze, piec ludzi żywcem i chcieć, żeby się oni nie bronili, to też dzika zachcianka. Do czego to ludzie dochodzą wyrzekając się Boga, ci quasi cywilizatorowie gorsi barbarzyńcy, niż nieszczęśliwi, których oni niby to cywilizują. Szczegółów tych okrucieństw nie opisuję, bo sam ich nie znam, com słyszał, to Ojcu piszę. Na czem się to wszystko skończy, Pan Bóg raczy wiedzieć. Musi zapewne Ojciec już o tem wszystkiem wiedzieć z gazet, ja napisałem, com słyszał, wątpię zaś, żeby to mogło być nieprawdą, bo wszyscy tu o tem jednakowo opowiadają. Dowiadują się tu Malgasze o wszystkiem od powracających żołnierzy ze »zbuntowanych«, według wyrażenia Francuzów, prowincyj. Bronić się