Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/456

Ta strona została przepisana.

mieszkają razem z chorymi już swoimi krewnymi, jedzą razem i t. d. Wszyscy trędowaci, znajdujący się po wsiach i miastach, wszędzie się włóczą, kupują, sprzedają wszystko bez różnicy, rzecz zatem jasna, że choroba musi się szerzyć. Nietylko bowiem dostaje się ona przez pieniądze, chodzące z rąk do rąk, ale przez żywność i inne rzeczy sporządzane i sprzedawane przez trędowatych. Malgasze z bardzo małym, nic prawie nie znaczącym wyjątkiem, chodzą wszyscy boso, po drogach i ścieżkach wszędzie zostaje krew i ropa, ciekąca z ran przechodzących trędowatych, co niemało sprzyja szerzeniu się choroby. Nadmiar zaś złego, na całej wyspie rozpusta bez granic, a że passio caeca, więc się ta plaga trądu coraz więcej i więcej szerzy, jak na wyspie, tak też i we Francji. Być może, że w Europie pokrywają to Francuzi jak mogą, to jednak samej rzeczy nie zmienia. Na co więcej jak to, co wojsko i urzędnicy powracający do Francji zawiozą. Sami sobie winni, bo jak sobie kto ściele, tak też i spać będzie.
Oprócz trądu, druga jeszcze choroba od jakiegoś czasu wielkie robi na wyspie spustoszenia — febra. Bardzo się wzmogła i szerzy tu febra i sprząta ludzi ze świata; u nas śmiertelność wprawdzie jest, ale nie tak wielka jak w północnej części środkowego Madagaskaru. Niedawno tu słyszałem, że w samej Tananariwie, to jest w samem mieście, około 400 ludzi w ciągu dwóch miesięcy zabrała febra z tego świata. Czy ta liczba dokładna, tego powiedzieć na pewno nie mogę, tak mi tylko mówiono, więc relata refero, że zaś śmiertelność wielka, to prawda, bo mamy nakazaną imperatę