Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/465

Ta strona została skorygowana.
LIST LXII.


 

Fianarantsoa, 26 listopada 1906.


  Dawno już do Ojca nie pisalem nie dlatego, żebym nie chciał, albo z lenistwa, ale dlatego poprostu, że mi nie dało. Dobrze mówi przysłowie, że rada dusza do raju, ale grzechy nie puszczają; dotychczas nie mogłem myśli zebrać, żeby się zdobyć choć na króciutki bodaj liścik, dlaczego tak, tego wytłómaczyć nie umiem.
U nas obecnie lato, t. j. pora deszczowa – niezłe deszcze spadają jak zwykle, pioruny też sypią często jak z worka, ale i burz mieliśmy tu kilka wcale niezłych.
17-go października około godziny 8 wieczorem spotkała nas niekoniecznie miła niespodzianka: rozigrała się burza na dobre, pioruny tak grzmociły, że aż miło było słuchać i patrzeć – wicher dął silny i deszcz lał ulewny; trwało może jakich dziesięć minut, potem naraz pozimniało i łoskot się zwiększył, bo urżnął grad co się zwie, jakby chciał pokazać, że on przecie więcej znaczy, niż ulewny deszcz; pojedyncze gradziki nie były zbyt wielkie, ot tak może jak laskowy orzech, ale że wicher dął silny, więc tłukł grad z podwójną siłą. Po tej bu-