Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/473

Ta strona została przepisana.

Ufam i dlatego nie przestanę prosić na wszystkie strony o łaskawe wsparcie. Gdyby nawet, co jak mam nadzieję, za łaską Bożą nie nastąpi, rząd zabrał mi wszystko, to więcej niż pewno, że każdy bodaj najmniejszy datek nie zostanie bez nagrody, bo Najśw. Pani stokrotnie po swojemu wynagrodzi wszystkim dobroczyńcom, którzy będą popierać Jej dzieło.
Dla braku czasu, nie mogę narazie opisywać wszystkiego, to tylko Ojcu powiem, że mam sporo namacalnych dowodów na to, że nasza Najśw. Częstochowska Pani radzi o swej nieszczęśliwej czeladzi, za co niech Jej będzie cześć, chwała i dziękczynienie po wszystkie wieki. Jestem prawie pewny, że jeżeli Ojciec ten list wydrukuje w Misjach katolickich, to niejeden może z czytających powie: bardzo to dobre te wszystkie zakłady dobroczynności, ale przytem wszystkiem nic innego nie słychać, tylko daj i daj na wszystkie strony, a jak na toż czasu obecnie wcale nienajlepsze mamy. Prawdą to jest i nie śmiałbym się naprzykrzać, gdybym mógł bez tego się obejść. Równocześnie jednak przyszło mi na myśl, że gdyby powiedzieć jakiemukolwiek żebrakowi tak: »Ot, dałbyś już ty przynajmniej pokój temu, tylu żebraków i bez ciebie wciąż wyciąga rękę, końca temu niema« lub coś w tym rodzaju, najprawdopodobniej odpowiedziałby, że żebrania innych, chociażby ich było nie wiedzieć jak wielu, wcale nie zaspokaja jego głodu i t. p. potrzeb życia. Rzecz się ma zupełnie tak samo i z trędowatymi, że zewsząd wyciągają się ręce z prośbą o pomoc, to nie zmniejsza wcale nędzy nieszczęśliwych trędowatych, którzy najsłuszniej