Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/496

Ta strona została przepisana.

to tylko czekają w Fianarantsoa, przygotujemy wszystko potrzebne do otwarcia i zaraz wprowadzam tam garstkę moich opłakańców, jeśli nie zajdzie przeszkoda ze strony rządu, o co wcale nietrudno. Solą w oku jest im trochę mój szpital, bo na całej wyspie takiego zakładu niema. Mam jednak mocną nadzieję, że Matka Najśw. uchroni nas. Kiedy kazała budować, to chwalić P. Jezusa i Ją samą, w tym szpitalu nam dopomoże... Jeśli Najśw. Pani do tego dopomoże i pobłogosławi, to we wigilję Wniebowzięcia moi biedacy zakwaterują się już w szpitalu. Robię co mogę, żeby wszystko było na ten czas gotowe do uszczęśliwienia mojej chorej komendy, więc łatwo Ojciec pojmie, że mam krętaniny poddostatkiem tak, że ledwo brewjarz zdoła odmówić. Upoważnienie od rządu na otwarcie szpitala jest już na piśmie, dzięki Bogu, bez tego nie możnaby było otwierać zakładu. — Nie wiem dlaczego miałbym się na Ojca pogniewać za to, że Ojciec chciałby, żeby mnie wysłano do misji O. Hillera. Prawdę powiedziawszy, pociągu do niej nie czuję, ale że wkrótce, t. j. kiedy wszystko tutaj w należyty ruch wprawię, będę »servus inutilis«, zatem chcę być i pracować tam, gdzie W. O. Prowincjał zechce mnie mieć. Wiem dobrze, że, po ludzku sądząc, o Sachalinie narazie trudno myśleć, mimo to jednak mam wciąż jakby jakiś rodzaj przeczucia, że wbrew wszystkim ludzkim zapatrywaniom się na stan rzeczy obecny i nieprzeparte trudności, Matka Najśw. usunie te wszystkie przeszkody i raczy mną niegodnym posłużyć się wkrótce do ratowania dusz na Sachalinie. Dlatego też, robiąc tu wszystko tak, jakbym