Strona:Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze.djvu/504

Ta strona została przepisana.

umiał kto nadziać, to jeszcze mniejsza, ale np. tak: dzwonią na kolację, wchodzą do refektarza i nie wiedzą, co począć. Siadajcie na ławkach i będziecie jeść; siadają jak komu zdawało się praktyczniej, a jeden z nich wygramolił się na ławkę z nogami, przysiadł na piętach, plecyma obrócony do stołu i czeka, żeby mu jeść dano. Siadaj, mówię mu, i jedz, ale obróć się do stołu. »Już siedzę, ale jedzenia nie widzę«. Trzeba było dopiero pokazać, że ma siąść na ławie, nogi spuścić pod stół i tak jeść. Otworzył który z nich kurek w sypialni, woda z trzaskiem wali z rury, bo ciśnienie silne (zbiornik jest przeszło 40 metrów wyżej od zakładu), tan facet zamiast zakręcić kurek, umyka i woła o pomoc i t. d. i t. d.
No, ale teraz już lepiej, i kiedy ten list Ojciec dostanie, będziemy już prawie zupełnie cywilizowani. W każdem podwórzu jest wodotrysk, któremu z upodobaniem przypatrują się całemi godzinami. Nie robiłem tech wodotrysków umyślnie dla rozrywki tylko, bo byłby to zbytek, ale trzeba w tych miejscach mieć koniecznie wielką ilość wody do przepłókiwania kanałów odchodowych w porze suchej, t. j. kiedy deszczu wcale niema, bo powietrze byłoby nieczyste; żeby te zbiorniki służyły tylko do przepłókiwania kanałów, to wydało się mi niedostatecznem, kiedy tak łatwo można połączyć pożyteczne z przyjemnem, więc nie żałowałem tech kilku metrów rury więcej, żeby był i pożytek i rozrywka zarazem. Nad kaplicą jest malutka wieżyczka, w której umieszczono zegar bijący kwadransy i godziny, ale i to też nie wydaje się mi