było w porządku; piorun uderzył około godziny 2 po południu, a wszyscy chorzy do wieczora siedzieli po różnych kątach i każdy odmawiał koronkę; nie było słychać tego dnia ani rozmów, ani śmiechów, dopiero na drugi dzień zaczęli być w dobrym humorze.
Naostatek jeszcze Ojcu doniosę pocieszającą nowinę, mianowicie: że cześć naszej Najświętszej Częstochowskiej Pani, wprawdzie powoli, ale zaczyna się już szerzyć tutaj i poza naszym szpitalem; mam nadzieję, że za łaską Bożą będzie się ta cześć naszej Pani coraz bardziej wzmagać.
Kończę, bo czas okropnie nagli.
Wszystkich Was razem i każdego zosobna polecam opiece Matki Najświętszej i bardzo proszę o modlitwy.
List Ojca z 6/V 1912 odebrałem 10/VI 1912 i bardzo zań Ojcu dziękując, spieszę z odpowiedzią. Dzięki Bogu, z febrą już spokój; widocznie oswojony już z nią jestem. Dwie, albo trzy, a czasami jedna tylko dawka chininy załatwia sprawę zupełnie. Z trudnościami, których mam sporo, walczyć nie przestaję. Pełno wokoło gadaniny, a jeszcze więcej krytyk mego szpitala, co, być może, niekoniecznie korzystnem jest dla mojej misji. Ale mniejsza o to, nie zważam wcale na to wszystko, nie ustępując w niczem i za łaską Matki Najśw. nieźle u nas idzie. Co ludzie sądzą i gadają o mnie, wcale mnie nie obchodzi, byleby tylko Matka Najśw. była ze mnie zadowolona, to już mam