chóru swego kościoła, obsypali go liljami, a w głowach trumny ustawili obraz Matki Boskiej Częstochowskiej jako symbol życia, które upłynęło pod Jej opieką. Potem sami wykopali grób na swym cmentarzu i złożyli go na wieczny spoczynek, by ten, co ich tak ukochał, pozostał między nimi na zawsze.
Ale chociaż ciało jego zostanie na Madagaskarze, serce z pewnością wróciło do Polski, dla której biło tak żywą, tak ciepłą miłością. I czasby już był, żeby ta najdroższa Ojczyzna przypomniała sobie śliczną postać daleko zmarłego, ale najwierniejszego syna. O. Beyzym powinien wrócić do żywej pamięci swych ziomków, aby im świecić wzorem niezłomnego hartu duszy i heroicznego zaparcia. A jeżeli Bóg obudzi w sercach ufność w jego przyczynę i zechce rozdawać łaski przez jego prośby, nie wątpimy, że może przyjść dzień, kiedy ten wielki Sługa Boży odbierze od swych braci największą cześć, jak może spotkać człowieka na ziemi.