trzał mi w oczy bystro i radą następującą rzecz zakończył: «Jeżeli chcesz wiedzieć moje zdanie, to ci powiem; wszyscy jesteśmy równi sobie, i tylko pod warunkiem żeby każdy był sobą i orzeł nie nastrajał się na słowika a słowik na orła, głupcy i błazny zdolni są jedni lekceważenia tego co w téj a nie w owéj formie od Boga przychodzi. Kto mnie porównywa Rafaela z Wuwermansem albo Fidjasza z Robią, to mu powiem że głupi, tak samo kto chce poniżać Burusa dlatego że Szekspir tragedye pisał; wszystko to są Boże ptaki i tylko zielone głowy w porównania się wdają, w rozdawania honorów albo ich zaprzeczania; poezya była, jest i będzie do końca swiata, a kto jéj w jakiejkolwiek chwili przeczy, kto jéj nie widzi, ten jest kret i głuchoniemy; pisz i nie bój się, jeśli masz tylko serce pełne i szlachetną wolę».
Po tych słowach, nałożył znowu fajkę i odrzucił w tył dobrze już siwiejące włosy, i wtedy to ochłonąwszy z pierwszego strachu, i owszem, cały radością przejęty, wpatrzyłem się w twarz Adama.
Rysy jego wyrażały nieustającą burzę wewnętrzą, w milczeniu jego było coś jak w ciszy wielkiéj chmury przed gromem; oczy małe, szare, zdawały się nierzucać spojrzeń, ale promienie przeszywające, ostre jak światło kamieni szlifowanych; w każdém zdaniu stanowczość, a w każdym ruchu swoboda; wzdychał często i dolną część ust zaciskał; w całéj jego postaci było coś odrębnego od innych, coś co nie mogło się dostroić, zszeregować z drugimi. «Ot bieda z Polską! Był u mnie K....., mój dawny znajomy i pyta mnie: No, cóż wieszczu, podobno miewasz wizye, to powiedźże co z nami będzie? — A ja jemu na to: co z nami będzie? Oto tak
Strona:Listy o Adamie Mickiewiczu.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.