Strona:Listy o Adamie Mickiewiczu.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

może z daleka większą się wydaje jak z blizka, albowiem rozerwany jestem na wszystkie strony. Wszedłem w pierwsze towarzystwa, siedzę między ambasadorami, książętami, ministrami, a nawet nie wiem jakim cudem, bom się sam nie piął. Dla mnie jest to dziś rzecz najpotrzebniejsza, bo ztamtąd niby dobry gust wychodzi; zaraz masz większy talent, jeśli cię w ambasadzie angielskiéj czy austryackiéj słyszano; zaraz lepiéj grasz, jeżeli cię księżna Vaudemont protegowała, proteguje, nie mogę napisać, bo baba przed tygodniem umarła; a była to dama na kształt nieboszczki Zielonkowéj lub kasztelanowéj Połanieckiéj, u któréj dwór bywał, która bardzo wiele czyniła dobrego, wielu arystokratów przechowała podczas pierwszéj rewolucyi; pierwsza z dam po Julietowych dniach była u dworu, ostatnia z familii starszéj Montmorency (posiadaczka mnóstwa białych i czarnych suczek, kanarków, papug, i właścicielka najzabawniejszéj w świecie wielkim tutejszym małpy, która na wieczorach u niéj inne kąsała kontessy). Między artystami mam i przyjaźń i szacunek, nie pisałbym tego, jak tylko po roku przynajmniéj pobycia tutaj, ale dowodem szacunku jest, że mi dedykują swoje kompozycye, ludzie z ogromną reputacyą, wprzódy niż ja im, i tak Pixie swoje ostatnie waryacie z orkiestrą wojskową mnie przypisał, powtóre komponują waryacye na moje temata, Kalkbrener mojego mazurka jednego zwaryował. Uczniowie konserwatoryum, uczniowie Moszelesa, Hertza, Kalkbrenera, słowem artyści skończeni biorą ode mnie lekcye, stawiają moje imię pod Fieldowskiém, słowem, żebym był jeszcze głupszy, myślałbym że jestem na szczycie mojéj karyery, témczasem widzę ile jeszcze mam przed