Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/104

Ta strona została przepisana.

pływać i chodzić. Matki wcale nie rozpieszczają dzieci, nie troszczą się, gdy które wpadnie w wodę, lub jeżeli pozostaje na ulewnym deszczu, i w ogóle puszczają dzieci samopas. Chłopcy kilkoletni bawią się raałemi dzidami i uczą się niemi rzucać jedni na drugich z różnej odległości, zamiast zaś tarczy, odbijają je dłonią. T a zabawa nie nudzi ich nigdy, chociaż trwa zwykle od rana do nocy, niedziw więc, że nabywają w niej nadzwyczajnej zręczności.
Chłopcy starsi, mając około lat dziesięciu, używają nieco cięższej dzidy z ostrzem z twardego drzewa, lub kości. Rodzice zachęcają ich do popisów zręczności, a najwyższą nagrodę stanowi ogólna pochwała.
Zawieszają też obrączki ze skóry lub kory na drzewie i chłopcy z odległości dwudziestu kroków, muszą przerzucić przez nie dzidę; igrzyskom tym przypatrują się naczelnicy i wojacy, a niekiedy zwycięzca dostaje w nagrodę wiązkę muszelek, lub coś podobnego.

Chłopcy od lat szesnastu uważani są za dorosłych, a w parę lat później, przyjęci są między wojowników, ale to przyjęcie odbywa się w szczególny sposób. Czas wybrany jest zawsze na wiosnę, gdy rozkwita mimoza.
Kandydaci odprowadzeni są na czas jakiś daleko od obozowiska, ażeby nie widziały ich ani kobiety ani dzieci, muszą też poddać się ścisłemu postowi i przynajmniej przez tydzień nie jeść mięsa. Pozostają oni ciągle pod nadzorem doświadczonego wodza.
Po skończonym poście, następuje właściwa ceremonia. Nieszczęśliwy kandydat, przychodzi przed je dnego z egzaminatorów i stara się zachować wyraz zu-