Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/109

Ta strona została przepisana.

i zaraz zrobionoby wyprawę przeciw pokoleniu, do którego należy.
Przyszedłem do przekonania, że każdy człowiek musi mieć jakąś szczególność widoczną w śladzie stopy, bo dzicy z takiego śladu, poznawali każdą osobę, ale jakim sposobem to czynili, tego dojść nie byłem w stanie. Dodam tylko, iż widziałem dzikich, dopatrujących czyjś ślad nawet na skale. Poruszony lub spadły liść, był dla nich znakiem dostatecznym; poznawali czy poruszył go wiatr, czy stopa ludzka.



XVII.

Wracając do mego opowiadania, muszę powiedzieć, iż Jam ba pragnęła gorąco bym zamieszkał wśród jej ludu; z pomocą innych kobiet, zbudowała mi obszerną chatę z wysokiem pokryciem, m ającą 20 stóp przestrzeni i mówiła mi ciągle, iż posiadam wszystko, czego tylko pragnąć można, że mogę być najpierwszym w całem pokoleniu i mieć żon ile zechcę. Pomimo to tęskniłem za cywilizacyą i dzień w dzień szedłem na wzgórze, badając wzrokiem otwarte morze, czy nie ujrzę jakiego okrętu. Krajowcy mówili mi, iż widzieli je kilkakrotnie, a nawet próbowali dopłynąć do nich na swoich tratwach, ale zawsze daremnie, gdyż okręty zbyt były oddalone.
Mniej więcej po dziewięciu miesięcach powtórnego pobytu przy zatoce Cambridge, nadeszła chwila,