Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/112

Ta strona została przepisana.

wiem dzisiaj, spotkałem wiele pokoleń tubylców na wyspach, na których wylądowaliśmy. Niektóre z tych pokoleń znały mnie osobiście lub ze słyszenia, z powodu wielkiej uczty, po schwytaniu wieloryba. Tubylcy z King Sound poznali mnie zaraz i zapraszali serdecznie, ażebym z nimi pozostał. Zgodziłem się na to, a w zamian, moi nowi przyjaciele, obiecali mi, iż wszystkie sprzymierzone z nimi pokolenia, czatować będą na przepływający okręt i wrazie spostrzeżenia jednego z nich, dadzą mi o tem znać zaraz za pomocą ogniowych sygnałów. Dowiedziałem się także rzeczy, która mnie całego przejęła.
Jeden z naczelników powiedział mi, iż w obozowisku o parę dni drogi odległem, znajdują się dwie białe kobiety. Zaręczano mi, że miały ciało bielsze od mojego, ale pomimo to byłem pewny, że to były Malajki. Wszystkie sąsiednie pokolenia wiedziały dobrze o tym fakcie, ale ci co mi o tem mówili nigdy nie widzieli tych kobiet. Opowiadali tylko, że zostały one schwytane po walce z ludźmi, którzy razem z niemi przybyli na dużej tratwie.
Postanowiłem natychmiast udać się do tego pokolenia i przekonać, co to były za kobiety. Ponieważ pokolenie to obozowało poza przylądkiem, zamykającym zatokę Cone udałem się tam lądem wraz z Jambą. Droga zrazu była trudna, skalista, przerżnięta wodami, od połowy dopiero zaczynała się okolica pokryta bogatą roślinnością. Były tam różne rodzaje drzew butelkowych, a niektóre pokryte były wspaniałym owocem, po-