Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/115

Ta strona została przepisana.

stem Europejczykiem, przychodzę w przyjaznych zamiarach, ufajcie mi, bo chcę was uratować. A oto jest moja żona, dodałem, wskazując na Jam bę.” Wtedy one rzuciły się ku mnie pochwyciły za ręcę, wołając: „ Ratuj nas od tych okropnych ludzi.”
Tłómaczyłem im szybko, iż przybyłem tutaj umyślnie, dowiedziawszy się o ich nieszczęściu, że chcę ich ratować, ale niepodobna mi zabrać ich zaraz, mogę tylko przygotować ucieczkę, lecz muszą uzbroić się w cierpliwość.
Potem udałem się z Jambą do wielkiego bagniska, znajdującego się niedaleko i tam z jej pomocą, nazabijałem mnóstwo kaczek i innego dzikiego ptactwa. Obdarliśmy je szybko ze skór, a Jamba za pomocą swej kościanej igły i nici z wnętrzności kangurów, zrobiła z nich dziwaczne okrycia, które zanieśliśmy czem prędzej biednym dziewczętom, drżącym z zimna.
Dopiero teraz można było spokojnie rozmówić się z niemi, dotąd powiedziały mi tylko, iż były ofiarą rozbicia okrętu i że je strzeżono pilnie, bo kilka razy próbowały uciekać, lub utopić się, nie mogąc znieść swego położenia. Były to siostry Gladys i Bianka Rogers, jedna miała lat 15, młodsza 13 zaledwie. Gdy ubrały się i uspokoiły, starsza opowiedziała mi jakim sposobem dostały się w ręce dzikich, mniej więcej w tych słowach.

Dzieje sióstr Rogers.

„Jesteśmy córkami kapitana Rogersa, który dowodził statkiem, mającym 700 ton obejmu i należącym