Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/18

Ta strona została przepisana.

życie. Teraz burza rozszalała się na nowo, ale uderzyła na mnie z przeciwnej strony z większą jeszcze siłą i trwało to przez całą noc, a ja byłem sam jeden w obec niej. Każdej chwili myślałem, że okręt pogrąży się w głębinach i nadejdzie ostatnia moja godzina. Jedyną żywą istotą na okręcie oprócz mnie był pies kapitana; chwilami wycie jego dochodziło mnie z kajuty, gdzie go zamknąłem na początku cyklonu.
Pomiędzy przedmiotami, jakie fala porwała, była ogromna beczka pełna żółwiego tłuszczu, w którem przechowywaliśmy mięso, kiedy tłuszcz ten rozlał się z rozbitej beczki, morze uspokoiło się nagle, jakby za dotkięciem czarodziejskiej laski i wygładziło około okrętu, w sposób, który mnie zdumiał. Spokój ten jednak trwał tylko do chwili, gdy tłuszcz został mechanicznie zmięszany z falami.
Burza szalała noc całą i dopiero, gdy świtać zaczęło, ucichła nieco i można było przewidywać jej koniec. O szóstej wiał już tylko lekki, w iatr, a morze poczęło się uspakajać. Mogłem już teraz zdać sobie sprawę ze szkód poniesionych i z wielką radością przekonałem się, że okręt nie został poważnie uszkodzony, ster tylko był połamany. Jedna z pierwszych moich czynności było wypuszczenie psa. Biedny Bruno! W szalonych.podskokach wybiegł na pokład szukając swego nieobecnego pana i zdawał się bardzo zdziwiony, widząc tylko mnie jednego.
Niestety! nigdy więcej nie ujrzałem kapitana Jensena, ani czterdziestu Malejczyków i dwóch kobiet. Jednakże Jensen mógł być ocalonym, może dotąd żyje