Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/31

Ta strona została przepisana.

wócić żółwia na grzbiet, potem można go już było zabić. Mięso ich było doskonałem pożywieniem, a w skorupie hodowałem rośliny, jak w muszlach perłowych. Tym sposobem powiększał się mój ogród. I kukurydza i zboże udawały się dobrze, mogłem rachować na trzy sprzęty rocznie. Słoma była mi bardzo do spania przydatna. Dokuczały mi jednak coraz więcej robaki ziemne, więc pomyślałem o hamaku i rzeczywiście zrobiłem sobie hamak ze skóry rekina, powiesiłem go w mojej chacie i używałem wygodnego snu.
Trudno było mi zwalczać beznadziejną rozpacz mego położenia, która mogła doprowadzić do szaleństwa. Na szczęście miałem bardzo czynne usposobienie i jako rozrywkę, zacząłem jak niegdyś w Montreux, zabawiać się gimnastyką, wkrótce też stałem się prawdziwym akrobatą i mogłem w kilku koziołkach przesadzić dach mojej chaty. Zająłem się także pilnie przyrządzaniem kompasu.
Naprzód wbiłem w ziemię kij prostopadły i nakreśliłem koło za pomocą kołków i perłowych muszli. Godziny znaczyła mi długość cienia. Kładłem się spać o zachodzie, a wstawałem ze świtem kończąc i zaczynając dzień modlitwą.
Jednak pomimo wszelkich usiłowań coraz częściej miewałem napady zniechęcenia, dochodzącego do rozpaczy, zaczynałem się lękać szaleństwa. Ostatecznie jednak chociaż położenie moje zdawało się beznadziejne, nigdy nie zrzekłem się myśli porzucenia tej wyspy jakim bądź sposobem, zacząłem więc budować sobie łódź.
Nie znałem się wcale na tej robocie, ale zdawało