Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/32

Ta strona została przepisana.

mi się, że zbuduję statek, który przynajmniej utrzyma się na wodzie. Zabrałem się do pracy z lekkiem sercem, lecz doznałem wkrótce gorzkich rozczarowań. To zrobiłem kadłub statku za ciężki, to znowu użyłem zbyt grubego drzewa na boki. W szystko to dostrzegałem po nie wczasie. Wreszcie dzięki drzewu, które morze wyrzuciło, znalazłem materyał właściwy do użytku na jaki je przeznaczyłem. Moczyłem przez całe tygodnie deski, ażeby nadać im giętkości, a potem suszyłem je przy silnym ogniu.
Po dziewięciu miesiącach pracy nie ustającej, niepokojów, złudzeń i zawodów, zbudowałem wreszcie łódź długą 12-cie lub 13-cie stóp. Niestety była ona ciężką i niezgrabną, a ile musiałem zużyć pomysłowości i siły, ażeby ją spuścić sam jeden na wodę!
Gdy wreszcie ujrzałem mój statek płynący, opatrzony masztem i żaglem krzyczałem z radości, a Bruno wtórował mi głośnem szczekaniem.



V.

Kiedym dokonał wszystkich przygotowań i spróbowałem puścić się na morze, zrobiłem odkrycie, które pognębiło mnie w zupełności. Oto spuściłem statek na rodzaj laguny, opasanej wieńcem skał koralowych, których żadną siłą przebić nie mogłem. Z początku biłem się pięściami w głowę, potem przyszło mi na myśl, że może przy silnym przypływie, uda mi się prze-