Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/50

Ta strona została przepisana.

wiło jeszcze większe wrażenie i zabawiło ich bardzo. Dzicy oddalili się na chwilę i wrócili niebawem, mając na całem ciele pasy z żółtej, czerwonej i białej farby. Przygotowali się oni w ten sposób do wielkiego corroboree ku uczczeniu mego przybycia i naturalnie miałem w niem brać udział. Uroczystość trwała blizko noc całą, ale wymagano tylko odemnie, ażebym uderzał rytmicznie dwoma dużemi kawałkami drzewa i łączył się do okrzyków. Monotonność tej ceremonii była nieznośną, to też około północy, udałem się na spoczynek do mego hamaku.
Nazajutrz rano ujrzałem łodzie, płynące od lądu w krótce piędziesięciu dzikich wylądowało na wyspę. Nastąpiły zwykłe powitania i podziwy dla mnie, mego statku i wszystkiego co się na nim znajdowało, a puźniej cały ten tłum i ja na moim statku popłynęliśmy do lądu.
Za zbiżeniem się do brzegu, spostrzegłem mnóstwo krajowców: mężczyzn, kobiet, i dzieci zupełnie nagich i ogromnie ożywionych. Skoro przybiliśmy do lądu, ja i każda rzecz na naszem statku była znowu pilnie przepatrywaną.



VIII.

Cały ten lud wydał mi się podzielony na pokolenia lub klany i gdy jedna partya oglądała wszystko co do mnie należało, inni czekali cierpliwie swojej kolei. Ja