Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/53

Ta strona została przepisana.

a jeśli tej zabrakło, osada przenosiła się w innne miejsce bez względu na odległość, byleby wody było pod dostatkiem.
Ci dzicy mieli zadziwiającą zdolność wynajdywania wody i to nieraz w miejscach, gdzie się tego najmniej można było spodziewać.
Cały czas, jaki przebyłem wśród dzikich, mój statek wraz ze wszystkiem, co się w nim znajdowało, pozostał nietknięty, a to dzięki Jambie, która po prostu położyła przy nim na piasku parę skrzyżowanych patyków. Był to znak, zabezpieczający tak doskonale od złodziejów, a nawet ciekawych, iż statek mógłby zgnić rozpaść się ze starości, a niktby nie ważył się go ruszyć. Po niejakim czasie dzicy zaczęli mnie namawiać, abym z nimi pozostał na zawsze. Niezawodnie Jamba opowiadała im cuda o moich zdolnościach i nadludzkiej potędze, ażeby więc zatrzymać mnie pomiędzy sobą, umyślili mnie ożenić.
Właśnie stałem na wybrzeżu, przypatrując się memu statkowi i myśląc jakim by sposobem dostać się znowu w obręb cywilizacyi, gdy ujrzałem dwóch dzikich, naczelników o ile mogłem sądzić z mnóstwa piór na głowie, pomalowanych w różnokolorowa pasy, którzy prowadzili młodą dziewczynę i zatrzymali się parę kroków odemnie. Za nimi był cały tłum, przypatrujący się ciekawie temu, co miało nastąpić.
Jeden z naczelników podał mi ogromną maczugę, a drugi dał mi znak, ażebym nią uderzył dziewczynę w głowę. Przyznać muszę, żem był przejęty zgrozą, bo właśnie przypomniałem sobie opowiadania Jamby o lu-