Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/55

Ta strona została przepisana.

ożenić się z wdową Jambą, której roztropność i przemyślność znałem. Przyzwolili na to, a ja w Jambie znalazłem dobrą i inteligentną towarzyszkę, która mi dopomogła do zniesienia długich lat wygnania i oddaliła odemnie wiele niebezpieczeństw, dając mi poznać obyczaje pokolenia, w którem przebywałem i wskazując, jak mam postępować.



IX.

Już dawno nie wspomniałem o Brunonie. Ten poczciwy pies ciągle był przy mnie. Przez długi czas nie mógł się przyzwyczaić do dzikich i zawsze na nich szczekał, nie chciał się też zadawać z nędznemi miejscowemi psami, prawdziwemi paryasami swego rodzaju, które gdy mogły napadały na niego, ale on im się nie dawał i skoro tylko pokazał zęby, zmuszał do ucieczki.
Pomału zacząłem urządzać życie jak mogłem, ale nie potrzebuję dodawać, żem myślał nie zostawać tu dłużej, niż nakazywała konieczność. Plan mój był taki: Najprzód poznać dokładnie zwyczaj i wierzenia dzikich, zebrać możliwe wiadomości o topografii miejsca, gdziem się znajdował i jego okolic na wypadek, gdyby mi wypadło lądem przebierać się do osad cywilizowanych. Miałem jednak zawsze nadzieję, że albo kiedyś będę mógł odpłynąć na moim statku, albo też, dostanę się na jaki przepływający okręt, a dzicy mówili mi, że niezaz je widywali w pewnej odległości.