Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/57

Ta strona została przepisana.

czasu rozpoznawałem go według słońca ale straciłem rachubę dni, liczyłem więc już tylko miesiące według zmian księżyca, a każdy rok, znaczyłem sobie, jak dawniej, nacięciami na łuku.
Moje osobiste pożywienie Jamba zawsze obwijała liśćmi zanim położyła na gorącem piasku, a posyłała po nie nieraz na wszystkie strony.
W chwili katastrofy, która mnie rzuciła w to dzikie życie, mało byłem obeznany z geografią Australii i niemiałem wyobrażenia, gdzie się teraz znajdowałem. Później dopiero dowiedziałem się, żem przebywał w zatoce Cambridge, na północno wschodniem wybrzeżu Australijskiego lądu.
Prawie co wieczór dzicy urządzali wspaniałe corróboree z tańcami, opiewając zawsze moją osobę, moje wielkie czyny oraz to wszystko com posiadał; wychwalali mnie w najnieprawdopodobniejszy sposób i to nakładało na mnie pewne obowiązki.
Z razu nie uczestniczyłem w wyprawach dzikich, bo nie rozumiałem dostatecznie ich języka, a przytem nie chciałem mieszać się do ich polowań, gdyż mogłem okazać się niezgrabnym lub zmęczonym, a to odrazu zniszczyłoby powagę i urok, jakim byłem otoczony i wtedy znalazłbym się w trudnem położeniu.
Jako biały, tajemniczy człowiek, byłem obowiązany każdą rzecz, jaką przedsięwziąłem, wykonać doskonale. Trzeba mi było wzbudzać pomiędzy dzikimi nieustanny podziw, w całem tego słowa znaczeniu. Nie chcąc więc też narażać się na stratę wyjątkowego położenia, najczęściej towarzyszyłem kobietom, poszukują-