Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/60

Ta strona została przepisana.

Dzidy używane do tego polowania miały około 5 stóp długości, ostrze było kamienne lub wyrobione z ości, bo o metalach nie było tam mowy, przy zupełnem braku pojęcia o wyrobach tego rodzaju.
Ja łowiłem głównie wielkie sztuki za pomocą harpuna, który przywiozłem z sobą na moim statku; dzicy przypatrywali mi się ciekawie, jak wszystkiemu co do mnie należało, a jeśli dotknęli wypadkiem tomahawku lub harpuna nie mogli się wydziwić, iż żelazo było tak zimne.
Skoro tylko wypływałem na połów z Jambą, która dopomagała mi we wszystkiem, dzicy zawsze przypatrywali się temu z wybrzeża.
Odbywałem podobne łowy nie dlatego, by mi na razie brakło pożywienia lecz, że chciałem przygotować sobie wielkie zapasy suszonej ryby i mięsa, na wypadek gdybym puścił się na moim statku w podróż do cywilizowanego świata. W tym celu zbudowałem sobie szałas niedaleko mojej siedziby i tam zajmowałem się suszeniem. Chatę zaś urządziłem o ile mogłem na sposób europejski, a przed nią paliłem nieustanny ogień.
W ogóle dzicy nie pozwalali nigdy ogniowi wygasnąć. Jeśli zmienili miejsce pobytu, kobiety zabierały z sobą palące się głownie, bo gdyby tego zaniedbały, byłyby srodze karane. Żony w ogóle z największą rezygnacyą poddawały się złemu obchodzeniu mężów i nigdy nie próbowały nawet uchylić się od najsroższych uderzeń, ale łagodne, nieruchome znosiły grad brutalnych razów, zadawanych najczęściej grubym kijem. Od-