Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/62

Ta strona została przepisana.

chory prowadził wojnę. Jest to więc natychmiastowy powód do nowej wyprawy w celu wyszukania i ukarania winowajcy. Z tego powodu każda śmierć wywołuje wojnę, bo dzicy nie pojmują stanowczo śmierci naturalnej. Ciała zaś zmarłych wojowników kładą na rosochatem drzewie, a broń jego starannie umieszczają przy nim, gdy zaś ciało ulega rozkładowi, towarzysze przyglądają mu się uważnie, ażeby poznać po niektórych znakach, jakie mianowicie plemię i jaki nieprzyjaciel spowodował śmierć.
Już około miesiąca przebywałem w ojczyźnie Jamby, w zatoce Combridge, gdy po raz pierwszy ujrzałem uroczystość ludożerczą. Umarł jeden z wojowników, a po należnem zbadaniu znaków odpowiednich, uradzono, iż sprawcą śmierci był człowiek z plemienia, przebywającego w niewielkiej odległości. Wyruszyła zatem wyprawa złożona z kilku set wojowników, a nieprzyjaciel był widać na nią przygotowany, bo dwa wojska spotkały się zaraz w otwartem polu i miałem sposobność przyjrzenia się postępowaniu wojennemu Australczyków.
Jeden z najdzielniejszych naszych wodzów wystąpił i tłomaczył powód najścia w sposób dość umiarkowany. Odpowiadał mu naczelnik nieprzyjacielski. Stopniowo rozprawa stawała się coraz gwałtowniejsza i to trwało około kwadransa. Potem dwaj przeciwnicy wracali do szeregów, a na ich miejsce występowali innni i dalej prowadzili sprzeczkę. Trwało to spory kawał czasu. Mówcy wymyślali sobie wzajem i miotali przekleństwa na wszystkie członki, na wszystkie narządy przeciwników, na ich przodków, oraz na wszystkie przed-