Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/73

Ta strona została przepisana.

ciągle to smutne, jednostajne życie pomiędzy dzikimi. Uczestniczyłem w ich polowaniach, w ich sportach i, od czasu do czasu zapuszczając się z Jambą w głąb kraju, przygotowywałem się do wielkiej podróży ku przylądkowi York. Gdym wypowiedział moje zamiary mej wiernej towarzyszce, powiedziała, iż gotowa jest iść za mną wszędzie, gdzie tylko zechcę. Wiedziałem o tem dobrze. Jej wierność nigdy mnie nie zawiodła i w każdym wypadku byłaby dała za mnie swe życie bez wahania.
Mówiłem jej nieraz o moim domu po za morzami, a gdybym ją zapytał czy pójdzie ze mną, byłaby odpowiedziała: „Twój lud będzie moim ludem, twoi przyjaciele moimi. Pójdę za tobą wszędzie, gdzie zechcesz.” W końcu wszystko było gotowe i pożegnałem się ostatecznie, jak sądziłem, z moim pokoleniem dzikich z zatoki Cambridge. Wiedzieli oni, iż przedsiębiorę długą podróż w nadziei odnalezienia swoich współziomków, a chociaż myśleli, iż prawdopodobnie nie zobaczą mnie już nigdy, nie dziwili mi się, bo uważali moje pragnienie za rzecz naturalną. Pożegaanie nasze było bardzo serdeczne, a kilkunastu dzikich, odprowadzało nas bardzo daleko, aż w końcu wraz z Jambą, w towarzystwie wiernego psa, wędrowaliśmy już sami.
W Jambie pokładałem zupełne zaufanie, wiedziałem, że ani ja, ani żaden biały, nie mógłby dać sobie rady w tak okropnej pustyni, Jamba zaś przekonała mnie wielokrotnie o swojej wielkiej zmyślności w wynajdowaniu pożywienia i wody tam, gdzieby jej nikt in-