Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/79

Ta strona została przepisana.

Przez tę całą straszliwą noc, kiedy Jamba daleko szukała wody, Bruno nie odstąpił mnie na krok i ciągle patrzał mi niespokojnie w oczy, czasami próbując lizać mnie, swym biednym, suchym językiem.
Kiedym zasnął znowu, Jamba poszła drugi raz z Brunonem poszukując pożywienia i powróciła z młodym oposem, które piekło się teraz, wydając smaczną woń przy rozpalonem ogniu. Byłem już w stanie jeść mięso, gdyż wody dostarczało nam cudowne drzewo. Dowiedziałem się później, iż drzewo to dobrze jest znane Australczykom pod nazwą drzewa butelkowego. Nazwę tę otrzymało z powodu kształtu pnia. Jamba go jednak nie znała, gdyż nie rosło w stronach, zamieszkałych przez jej pokolenie. Można się jednak było spuścić na jej instynk, a po wielu latach wspólnego życia, nieraz jeszcze byłem zdumiony bystrością z jaką umiała dopatrywać zaledwie widoczne ślady, które ja gdy mi je pokazała, rozróżniałem z trudnością. Umiała także czatować na zdobycz i chwytać ją ze zręcznością małpy, jak to właściwie uczyniła teraz chwytając spore oposum, piekące się później przy ogniu z przyprawą wyborowych korzonków.
Gdym wyzdrowiał, opowiadała mi Jamba, iż w czasie owej strasznej noczy, gdy musiała odejść ranie w tak okropnym stanie, uszła ogromną przestrzeń, aż wreszcie znalazła wodę w zagłębieniu gruntu, w jakiejś odmiennej okolicy i powiedziała, że skoro tylko będę dość silny, trzeba nam się będzie tam udać i wypocząć przez dni kilka.
Owa upragniona woda nie wyglądała wcale za-