Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/82

Ta strona została przepisana.

żywienia, u deszcz padający strumieniami, sprawiał nam raczej przyjemność, gdyż mieliśmy gdzie osuszyć się i wypocząć. Do środków żywności przybyła nam teraz kapusta palmowa i miód leśny. Rozpoczęliśmy też budowę łodzi wygodnej, ażeby gdy ulewy przeminą, puścić się na niej z biegiem rzeki, która jak dowiedziałem się później zowie się Roper.
Moja przemyślna towarzyszka wynalazła pień bardzo lekkiego drzewa, które zbiliśmy za pomocą kołków z twardego drzewa i umocowaliśmy je razem sznurami z wysuszonych wnętrzności kangurów. Zrobiliśmy także zapasy żywności z mięsa oposów, kangurów, zaopatrzyliśmy się w miód, kapustę palmową oraz korzonki różnego rodzaju. Zabrało nam to wiele czasu, a gdyśmy już wszystko przygotowali nastała wreszcie pogoda.
Jamba zrobiła uwagę, że w krótkim czasie bieg rzeki poniesie nas do morza, gdyż wezbrany jej nurt jest bardzo szybki. Wprawdzie nasza tratwa, nie dawała żadnego schronienia, ale zrobiliśmy sobie na niej siedzenia oraz zabrali kawały kory.
Tak zaopatrzeni puściliśmy się w dalszą podróża prąd rzeki unosił nas z niezmierną szybkością bez żadnych wysiłków z naszej strony, bo sterowaliśmy tylko. Podróż była tak łatwą, iż miałem zamiar płynąć noc całą, ale Jamba radziła, ażeby przybić do brzegu i czekać ranka.
Mijaliśmy wiele drzew wodą zalanych, a w ich gałęziach nieraz znajdowały się wężę, chwytaliśmy je do edzonia. W połowie drugiego dnia ogromny szum, do