Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/89

Ta strona została przepisana.

Jamba powiedziała, iż z nimi nie popłynie. Lękała się, że gdy raz będziemy na statku, Malaj czycy mnie zabiją, a ją zatrzymają w niewoli.
Dla Jamby więc musiałem odrzucić upragnioną sposobność powrotu do cywilizacyi, która była celem wszystkich moich myśli, marzeń i usiłowań. Ale tej wiernej istoty, która poświęciła mi wszystko i tyle razy ocaliła od śmierci, sprzeciwić się nie mogłem, a daremnie usiłowałem ją przekonać.
Pozostaliśmy jednak z rybakam i malajskimi parę tygodni, a potem odprowadzili nas jeszcze do siedziby pokolenia dzikich, leżącej niedaleko i obdarowali sporą ilością ryby, za której połowem tu przybyli.
Było to przy zatoce Raffles. Naczelnik pokolenia mówił doskonale po angielsku i jedna z jego żon umiała nawet po angielsku całą modlitwę Pańską, chociaż nie rozumiała co ona znaczy. Kapitan Jack Davis, jak się nazywać kazał, naczelnik ten, służył czas ja kiś na okręcie rządowym, opowiadał, że o kilka dni drogi, znajdowała się stara osada angielska i ofiarował się doprowadzić nas do niej.
Pokazywał mi także w zatoce Raffles opuszczoną osadę, zwaną, Port Wilingston, gdzie znalazłem kilka europejskich drzew owocowych, oraz krzaki porzeczek, agrestu i t. p. Czyż potrzebuję mówić jaką to było dla mnie rozkoszą? czułem się już w pobliżu siedziby białych. Pomyślałem, iż może lepiej się stało, żem posłuchał Jamby i pełen nadziei, wybrałem się z kapitanem Davis do owej angielskiej osady, o której mówił.