Strona:Louis de Rougemont - Trzydzieści lat wśród dzikich.djvu/94

Ta strona została przepisana.

ra ciągle powracała do swego cielęcia. Zbudowałem drewniane ogrodzenie i tym fortelem wprowadziliśmy zwierzę. Trzymaliśmy je całe dwa dni bez wody i pożywienia, nie dopuszczając nawet cielęcia i tym sposobem ugłaskaliśmy je do tyła, że po tym przeciągu czasu, można już było je wydoić. Zaręczam, iż nigdy w życiu, nie piłem nic smaczniejszego nad to świeże mleko wraz z którem zdawało się, iż piję zdrowie i siły.
Od tej chwili bawolica dała zupełnie powodować sobą, jakby była zwykłą rasową krową. Przez pewien czas żyłem też jedynie mlekiem.
Nie jedliśmy przecież zabitego bawołu oddałem je dzikim, na których ta zdobycz zrobiła wielkie wrażenie gdyż uzbrojeni tylko w dzidy, nie umieli polować na bawoły. Ja zachowałem sobie jedynie skórę zwierzęcia, która okazała się bardzo przydatną w porze deszczowej, była twarda jak drzewo i pół cala gruba.


XV.

Gdym powrócił do kapitana Davis’a i jego pokolenia w zatoce Raffles, byłem najzupełniej zdrów, odzyskałem dawne siły i pozostałem tam przez parę miesięcy polując ciągle. Po dawnych osadnikach zostało nietylko zdziczałe bydło, ale i kucyki, zbierałem też wszelkie możliwe wiadomości o białych i drogach, któremi mógłbym się do nich dostać.
Kapitan Dawis mówił mi, że znajdę białych na-