Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/150

Ta strona została przepisana.

źniéj kiedy go niemożna było dosiądź w osobie będącéj pod opieką Francyi, starano się jeszcze przez Wielopolskiego kanclerza, wysłanego do Ludwika XIV. z przeprosinami za burdę z Vitrym, o wydanie go w ręce rządu polskiego. Ludwik XIV. niedał sobie nawet mówić o tém, tak cenił wysoko Morsztyna. Niezostało innéj zemsty jak wziąść na nice poczciwą podskarbiego sławę i czernić go że zabrał klejnoty koronne, że łupiąc skarb przez czas 15-letniego urzędowania, przyszedł do ogromnych majątków, które we Francyi zakupił. —
Tymczasem znalazłem tak w Voluminach legum, jako w sprawozdaniach rewizyi skarbu koronnego, wszędzie pokwitowania na ten cel wyznaczonych komisarzy od sejmu, jako podskarbi ze wszystkiego się wyrachował. Co zaś do klejnotów koronnych jakie uwiózł był do Francyi, takowe miał prawo zatrzymać, pożyczywszy na nie dość znaczną summę; a gdy późniéj w r. 1690 odesłał te klejnoty, przecież pieniędzy swoich nieodebrał. Jeden z ówczesnych pisarzy niemieckich pisze: że w całéj téj haniebnéj sprawie o klejnotach, Marya Kazimira nienajczystszą grała rolę; dlatego téż jakoś to prędko się zataiło i trawa na tem porosła.
Oto i żywot publiczny wielkiego podskarbiego.