Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie.djvu/215

Ta strona została przepisana.

adeptów! Wprawdzie jednemu z nich polecił czuwać nad lampą, i jajem filozoficznem, ręcząc słowem, że niezadługo przyszle szczyptę proszku, na dowód że nie jest żadnym oszustem. Inni adepci byli tak okrutni, że nieposzli go żegnać kiedy wsiadał do powozu. Znikł im z oczu jak kamfora i pewnie że go nigdy nie zobaczą, w czém się proroctwo jego spełni.“
Tak tedy skończyła się rola sławnego szarlatana w Polsce. Wyjechawszy dnia 26 czerwca pod jakimś pozorem z Woli do Warszawy, uszedł ztamtąd w nocy 27 czerwca i zapewne niebyłby się tak gładko wywinął, gdyby osoby, które w ten sposób wystrychnął, niewolały na łatwowierność swoję rzucić zasłony zapomnienia i w cichości pokutować, zamiast oszusta do odpowiedzi pociągnąć. Jednakowoż niektórzy obrażeni tém postępowaniem, mieli domagać się u pani hrabiny Cagliostro zwrotu niektórych dyamentów, ofiarowanych jéj dla pozyskania względów pana małżonka. Powiadają że zaraz po przybyciu do Warszawy dał jéj jeden entuzjasta parę brylantowych kólców i innych klejnotów w wartości 2,500 czerwonych złotych, a cała ta awantura miała kosztować interesowane osoby około ośm tysięcy duka-